czwartek, 28 lutego 2013

Wiosną zapachniało





Czwartek to jest dzień targowy w Obornikach. Od czasu jak postanowiliśmy z mężem pić codziennie wyciskane soki warzywne (kilka osób się podłączyło do tego picia), jeździmy raz w tygodniu na targ, bo potrzebujemy mnóstwo warzyw i owoców. Dwa lata już będzie jak regularnie robimy zakupy warzywne w Obornikach, więc mamy swoich ulubionych i umówionych rolników. Małżeństwo sadowników ma dla nas uszykowaną skrzynkę jabłek, a u innych kupujemy skrzynkę marchwi, worek buraków, selery, pietruszki, kapustę, ale kapustę kiszoną najlepszą ma jedna pani. Jest też zaprzyjaźniony pan z towarami z Niemiec, zawsze ma pyszną, gorzką czekoladę z papryką, a miodek najlepszy u starszego pana koło jabłek. Wszyscy wszystkich znają z widzenia i krótkich pogawędek, zupełnie jakby czas się zatrzymał. Większość targowiska opanowała już ciuchlandia, ale skoro jest popyt, to i podaż wzrasta. Ja mam tylko nadzieję, że ta część rolnicza nigdy nie zaniknie, chociaż wyraźnie można odróżnić prawdziwych rolników przybyłych na targ, od straganów handlowych zaopatrujących się w towar np. na giełdzie.
Nasz pies Reks uwielbia jeździć samochodem, więc też go zabieramy, chociaż czas zakupów spędza w samochodzie. W nagrodę w drodze powrotnej Reks zalicza szalone biegi za kółeczkiem, na przydrożnej łące. Wracając zahaczamy jeszcze o hodowców kóz w celu zakupienia sera i dzisiaj niespodzianka. Pan zaprosił nas do obory na oglądanie małych kózek. Mięciutkie, wesolutkie, rozbrykane w ilości kilka sztuk, a każda inna. Całe życie człowiek się uczy, bo kozie dzieci widziałam po raz pierwszy, a jeszcze pewnie wiele pierwszych razów przede mną. Całość czwartkowej wyprawy targowej, możemy już zaliczyć do jednego z wielu naszych rytuałów. Ja uwielbiam późno wstawać i taki wczesno poranny wyjazd na targ byłby dla mnie koszmarem ale świadomość wspólnego, zwyczajnego spędzenia czasu, rekompensuje trudy porannego wstawania. Dobrze że mój mąż jest rannym ptaszkiem, kosze i skrzynki załaduje do samochodu, a ja mam tylko wsiąść i odjazd.
Warto celebrować takie proste rytuały. Koło 10.30 jesteśmy już w domu i cały dzień przed nami.
Dzisiaj po wielu, wielu dniach momentami świeciło słońce i to było bardzo pobudzające do pierwszych, porządkowych prac ogrodowych. Kilka dni temu była pełnia księżyca, a kiedy księżyc maleje, to jest dobry czas na przycinanie roślin. Soki w drzewach i krzewach z gałęzi popłynęły do korzeni, więc kiedy je przycinamy mniej cierpią, a jednocześnie się wzmacniają. Taki przełom lutego i marca, to bardzo dobry czas na przycinanie wszystkiego. Jeszcze można zrobić trochę spóźnione korekty drzew owocowych i już można zrobić wczesno wiosenne cięcie żywopłotów i innych roślin formowanych. Ja mam przed domem dwa wielkie strzyżone w kulę bukszpany i dzisiaj właśnie dopieściłam ich regularny kształt. Z tej radości słonecznej przeleciałam z sekatorem po całym ogrodzie. Kosmetyczne dotknięcie prawie wszystkich krzewów liściastych oraz ostre cięcie klematisów i czyszczenie bylin z zeszłorocznych suchych badyli. Dopiero luty się kończy, a przy bliskim kontakcie z roślinami zauważyłam, że wiele z nich już powoli startuje. Tawuły, lilaki, klony, kaliny, pigwowce mają już wyraźne pączki, a większość bylin wyłazi już z ziemi. Te wszystkie oznaki wiosny (a na sobotę zapowiadają opady śniegu) napełniły mnie taką radością, że aż słów brak… A na koniec prac zdjęłam świąteczne lampki i dzwonki i wyrzuciłam wszystkie gałęzie świerkowe z donic przed domem. U mnie w ogrodzie i w duszy zima zakończona. Wiosno przybywaj!!!!!

środa, 27 lutego 2013

Gdzie to słońce? Ciągle za chmurami, więc sami bądźmy słoneczni.


Otwieram oczy, obracam się w stronę okna nade mną i znowu nie widzę promieni słonecznych – można by się załamać. Już przez tyle poranków nie było tego cudownego widoku na „dzień dobry” od słońca. Ja lubię deszcz, lubię też chmury, mgłę i właściwie każdą pogodę. Wystarczy stworzyć sobie odpowiedni czas i miejsce na daną pogodę, żeby było przyjemnie. Wiatr i deszcz bębniący o okna dachowe przytulnej sypialni są bardzo romantyczne. Śnieg i mróz też przynoszą mnóstwo wrażeń estetycznych, np. czystość krajobrazu. Dla pogody własnego ducha trzeba wyssać z każdej aury to co niesie ze sobą najlepszego. Życie w rytmie spadających kropli deszczu, w giętkości drzew smaganych wiatrem, w dźwiękach rozkosznej mruczanki grzanej promieniami słonecznymi...
Jak bardzo oddaliliśmy się od spokoju natury i mocy z niej płynącej… Chociaż są też tacy, którzy czerpią moc z pulsującego hałasem, tętniącego mrowiem ludzi miasta. i dobrze. Tak bym chciała żeby każdy mógł znaleźć swoje miejsce na ziemi.
Mądry człowiek powiedział: „Życie można przejść tańcząc i śpiewając lub cierpiąc i męcząc się; wybór należy do ciebie.” Uwierzyłam w ten taniec i śpiew, i bardzo polecam tę wersję.
Wymaga to trochę dobrej woli, koncentracji uwagi i oczywiście ćwiczeń, ale jakie fantastyczne efekty. Bez nerwów, te ćwiczenia nie są fizyczne, tylko umysłowe. Na początek szczególne polecam zwracanie uwagi na pomijanie słowa „nie”. Taki prosty przykład z dnia codziennego: „nie zapomnij kochanie włączać świateł, bo w tym samochodzie nie włączają się same, no i nie zapomnij wyłączyć, bo akumulator słaby”, a może lepiej: „ pamiętaj kochanie o włączaniu i wyłączaniu świateł”. Albo do dziecka: „nie dotykaj tego, bo zepsujesz”, albo: „ojej popatrz jakie to delikatne, weź ten piękny czerwony  samochód do zabawy” itp. Podobno podświadomie nie rozumiemy zaprzeczeń, odbieramy je jakby były bez „nie”. Tyle lat szkół i nikt nas nie nauczył prawidłowych, optymistycznych zasad posługiwania się mową i nie uświadomił, że podświadomie buntujemy się przeciwko małemu „nie” i nawet skutecznie utrudniamy sobie życie nadużywając go. Nie denerwuj się, spróbuj nie histeryzować, nie przesadzaj, nie bądź mięczakiem, nie kłam, nie, nie, nie...
Po co w ogóle ktoś wymyślił to „nie”, skoro powinniśmy omijać je z daleka (no chyba, że zdecydowanie mamy do powiedzenia po prostu samo „nie”, to co innego, wtedy mus i najlepiej nie owijać w bawełnę, tylko konkretnie „nie” i już.). Intuicyjnie, w czasach bardziej prymitywnych język był mało skomplikowany i jestem przekonana, że ludzie mieli mniej stresu związanego z porozumiewaniem się,, ale zachciało im się elokwencji i erudycji, i dyplomacji, i strasznie zagmatwali przekazywanie sobie informacji.
Należy ułatwiać sobie komunikację, aby docierała bez przekręceń do odbiorcy. Szczególnie faceci i dzieci są idealnym materiałem do przeprowadzania na nich eksperymentów językowych. Ja od kilku lat trenuję i widzę wiele pozytywnych efektów w życiu codziennym. Najbardziej przydatne jest: pamiętanie, a nie: nie zapominanie.
Pamiętajmy, że życie jest piękne i to jest nasz świadomy wybór.