W ciągu dnia było ponad 30 stopni w cieniu i mózg się lasował.
Szczęśliwi, którzy uwielbiają tropiki, bo atmosfera ogólnie zbliżona do bardzo
ciepłych krajów. Ja osobiście, w taką pogodę czuję się świetnie wykonując baaaardzo
powoooolne ruchy i nie oddalając się zbytnio od cudownego chłodu mieszkania.
Każde przyspieszenie lub zbyt długie przebywanie na zewnątrz grozi
natychmiastowym przemęczeniem. Wtedy należy się reanimować jakąś drzemką albo co
najmniej leżakowaniem.
Poszłam rano żeby napoić roślinki, szczególnie te warzywne i owocowe,
bo pożyteczne dla ciała, ale i te ozdobne też podlałam, bo dla wzroku i ducha
ważne. Przy okazji wpadłam na pomysł dodatkowego ich dokarmienia, szczególnie
że dzisiaj księżyca już ubywa i dzień liścia wypada (kalendarz księżycowy), a
więc idealny dzień na podlewanie z nawożeniem.
Gnojówka z pokrzyw, boski napój
dla roślin, ale jaki smród dla ludzkich nozdrzy. Po prostu fantazja,
szczególnie przy tej wysokiej temperaturze. Gnojówkę przygotowuje się bardzo
łatwo i każdy ogrodnik z zacięciem do naturalnych metod uprawy, ją ma. Do
jakiegoś dużego wiadra, albo pojemnościowo czegoś większego, wrzucamy jak
najwięcej pokrzyw, skrzypów, kwiatów i liści mlecza, liści paproci, żywokostu
itp.
Pokrzywy najważniejsze, a inne zielska to jak komu się nawinie i jaki
miesiąc akurat jest, bo np. w lipcu mlecze już nie kwitną, a za to skrzypu
pod dostatkiem. Zalewamy zielska wodą i czekamy aż sfermentuje. Wiosną to trwa
około 2 tygodni, ale teraz latem w upały, to szybciej. Jak przestanie się pienić
podczas mieszania, to gnojówka jest gotowa. Do podlewania bierzemy mniej więcej
litr gnojówki na 10 litrową konewkę. Po każdym takim dniu zużycia częściowego
gnojówki, należy dorzucić pokrzyw i czegoś tam jeszcze, dolać wody i za jakiś
czas znowu gnoić rośliny. Najlepiej co 8 - 9 dni, bo tak przypadają
dni liścia, w które to rośliny zrobią najlepszy użytek z naszego poświęcenia. Okazuje
się, że chęć zjedzenia ekologicznie uprawianych warzywek uskrzydla do szeroko
pojętych poświęceń, o które zupełnie bym siebie nie podejrzewała. Oczywiście
przy dużej ilości roślin do podlania, takie gnojenie najlepiej wychodzi we
dwoje, bo zdecydowanie krócej trwa.
Gnojówka śmierdzi nieziemsko i tylko trochę można ten zapach złagodzić
dodając do specyfiku Efektywnych Mikroorganizmów, które likwidują odory, bo
gnicie zamieniają na fermentację. Jednak szybki obrót, czyli ciągłe zużywanie i
dodawanie nowych ziół i wody, powoduje, że EM nie dają rady ze smrodem, ale na
pewno przyspieszają fermentację i zwiększają wartość odżywczą gnojówki.
Moje pomidory są zachwycone, rosną jak szalone, aza parę dni zapowiada się
klęska urodzaju i sezon na przeciery się zacznie.
Przy okazji odkryłam pewną regułę, że
najbardziej nie lubimy musieć coś musieć, a jeżeli robimy coś dla siebie, od
siebie, bez musu, to sama przyjemność.
W nagrodę na obiad mieliśmy chłodnik ala Hala: młode buraczki, koperek,
rucola, fasolka szparagowa, sałata
rzymska, szczypiorek, kalarepa, cukinia – wszystko z ogródka, nawożone
kompostem i gnojówką. Do tego jajeczka od naszych kurek. Niebo w gębie ze
słońcem na dodatek.
Może ktoś by miał ochotę, podaję przepis:
-buraczki i ich łodygi drobno pokroić, fasolkę szparagową też pokroić -
ugotować, tylko chwilkę żeby zmiękły, wodę od gotowania odlać do naczynia,
wszystko ostudzić;
-sałatę rzymską lub inną (kilka listków), rucolę, koperek, liście od
buraków, szczypiorek – drobno pokroić;
-kalarepę, cukinię, ogórki kiszone (raczej dużo) – zetrzeć na grubej
tarce lub drobno pokroić;
-do ostudzonej, czerwonej wody od gotowania buraków z fasolką, dodać
dużo zsiadłego koziego mleka (lub kefiru, lub jogurtu lub co tam kto lubi
mlecznego kwaśnego), majonezu do smaku, octu jabłkowego, oleju lnianego, pieprzu
ziołowego oraz ulubionej ziołowej przyprawy pasującej do chłodnika (np. podlaska
do kanapek) i posolić trochę – dokładnie rozbełtać i sos gotowy;
Wszystkie warzywa pomieszać i zalać sosem. Normalnie w chłodniku
warzywa pływają w sosie, a w chłodniku ala Hala warzyw jest bardzo dużo,
łyżka stoi. Smacznego.