Im człowiek starszy,
tym coraz więcej chorych wokół niego się obraca. Starość nie radość?
Ja protestuję i nie zgadzam się na taki byt. Jest wiele chlubnych
wyjątków, które dożywają w zdrowiu i radości sędziwego wieku,
rujnując jednocześnie fundusz emerytalny. Jednak niestety, więcej tych
dożywających słusznego wieku, cierpi na tyle różnych schorzeń, że rujnuje
nie tylko fundusz emerytalny, służbę zdrowia, ale przede wszystkim własny
budżet na tony leków i dodatkowo płatne badania lekarskie.
Podobno nie musi tak
być i ja postanowiłam, to sprawdzić na własnej skórze, a właściwie na
całym organizmie. O wynikach opowiem Wam za 20 lat, a na razie mogę
tylko opowiedzieć co robię.
„Jesteś tym, co jesz” –
mówił Hipokrates. Gdzie znaleźć prawdę o prawidłowym odżywianiu. Ile
dietetyków, tyle rad, chociaż mają one wiele elementów wspólnych. Np.: jeść
dużo świeżych warzyw i owoców, jeść mniej, ale częściej, nie łączyć
węglowodanów z tłuszczami, nie podjadać między posiłkami, nie popijać
jedzenia, itp. Najlepiej jest mieć swojego zaufanego dietetyka, który zadba
o nas indywidualnie, dostosuje dietę do dolegliwości lub potrzeb, skasuje
odpowiednią zapłatę i będziemy się czuli zadbani i zobligowani do
przestrzegania zaleceń, bo przecież na własną prośbę i za własne pieniądze.
Ja posunęłam się
jeszcze dalej i sama zostałam swoim dietetykiem i dbam o mój
organizm. Po wielu latach (od około 14 lat interesuje mnie zdrowe
odżywianie) czytania wielu książek i innych źródeł informacji, zebrałam
zdobytą wiedzę do kupy i opracowałam proste zasady postępowania z
jedzeniem.
Człowiek aby żyć pełnią
życia potrzebuje pełnowartościowego pokarmu do odżywienia wszystkich swoich
komórek w celu dostarczenia im energii do odpowiedniego funkcjonowania.
Przez wiele technokratycznych epok ludzie sprowadzili pożywianie się do
przyjemności, celebrowania, sztuki itp. W tym samym czasie przemysł odkrył
w przetwarzaniu żywności biznes, ogromny biznes. Do tego podłączył się
przemysł farmaceutyczno-medyczny i koło się toczy. Jemy trucizny, chorujemy,
leczymy się truciznami itd., itd. Ale ja nie chciałam o błędach
i wypaczeniach ale o zasadach odżywiania.
Wyszło mi, że tylko to
co daje nam natura jest dla nas dobre, a przyjaciół się nie zabija i to
cała moja filozofia. 75%-85% tego co jem jest surowe: warzywa, owoce,
skiełkowane ziarna, orzechy, białe sery z surowego mleka najlepiej koziego,
oleje tłoczone na zimno, masło, kefir, moczone płatki rożnych zbóż, kiszone
warzywa, miód, wino, soki warzywno-owocowe, woda i to chyba wszystko. Pozostałe
15%-25% to jaja na miękko, wędzone na zimno ryby, śledzie w oleju, kozie
sery z mleka pasteryzowanego (w sklepie tylko takie można kupić), gotowana
zupa warzywna, gotowana owsianka na wodzie, gorzka czekolada, herbaty ziołowe
i owocowe, zielone i biała, i to też chyba wszystko. Oczywiście
są wyjątki dnia, spowodowane różnymi obiektywnymi okolicznościami, ale mówię
o zasadach. Jeszcze tylko że: soki warzywno-owocowe, wyciskane piję na
czczo, w ogóle piję 15 minut przed jedzeniem lub 2 godziny po, nie
łączę węglowodanów z tłuszczami, a tylko warzywa łączę ze wszystkim
i to już chyba całkiem wszystko.
Proste jak budowa cepa,
ale potwornie trudne do wykonania dla innych we współczesnym świecie. Coś co
przekonało mnie definitywnie do takiego odżywiania, to była rada, o tym
jak pozyskiwać wolną energię, do realizacji swoich celów (Transerfing
Rzeczywistości Zelanda, tom VI). Nasz organizm traci bardzo dużo siły na
trawienie złych pokarmów i neutralizowanie
trucizn w nich zawartych. Zrezygnuj z tych obciążających dań,
a uzyskasz mnóstwo wolnej energii. Chce się żyć, chce się śpiewać, chce
się myśleć, chce się być tolerancyjnym i chce się chcieć. Przy okazji
zdrowie murowane.
Co to jest biała
śmierć?
Biały cukier, biała sól
kuchenna, biała mąka i biały fartuch.
Na zdrowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz